Integracja w firmie

0

Czy we wszystkich firmach tak jest, czy może tylko małych, że jest takie parcie na integrację?
Mam swoje życie a tu ciągle coś sie dzieje. A to wieczory z pizzą, a to meetupy, z każdej z tych rzeczy musisz się tłumaczyć że nie przyjdziesz.
Do tego każdy każdemu zagląda w gacie. Każdy wie kiedy ostatni raz robiłeś commita na githubie i jest faux pas, jeśli nie przeczytałeś najnowszego blogposta lokalnego rozkminiacza z zespołu.
Oczywiście jest też powtarzanie jaką to jesteśmy "rodziną".

Możliwe że to tylko ja jestem taki aspołeczny ale jakoś wolę podział praca - życie prywatne.
Wolę się wyluzować na piwie z kumplami nawet spoza IT niż pilnować języka przy piwie ze współpracownikami i ponarzekać na nudne taski niż o tych taskach gadać.
Ale na takich spotkaniach jest obecne 80-90% osób więc może to ze mną jest coś nie tak?
Jak to u was wygląda? Bierzecie udział czy się odcinacie?

0

Lepieiej by bylo gdybys sie martwil o karpie niz o takie rzeczy:/

0

Parcie na integracje jest właśnie w firmach, które usiłują udawać, że wszyscy pracownicy to jedna rodzina, nieważne od rozmiaru. Ale chyba jednak przodują w tym korpo - no bo po pierwsze mają większe możliwości finansowe, a po drugie maja całe działy ludzi nie posiadających prawdziwej pracy (np. HR), które spędzają czas na wymyślaniu coraz to lepszych pomysłów na udawanie wielkiej rodziny.

Nie rozumiem tylko, czemu na piwie ze współpracownikami nie narzekasz na nudne taski. Jeśli faktycznie są nudne, to po co udawać, że nie są?

0

Ja się odciąłem, bo najczęściej wyglądało to tak, że z dnia na dzień, albo tego samego dnia o 15 ktoś przychodził z piwem/pizzą i nagle mieliśmy celebrować jakiś release, albo słuchać jakiś strategii. W biegiem czasu widzę, że więcej osób się odcina, bo ludzie wolą iść na spacer, poświęcić czas na hobby, rodzinę itp.
Oczywiście to jest korpo, w małej firmie w której pracowałem, było zero spotkań i szef stał w kurtce i butach o 16.05 i wygania ludzi :)

2

Powodów może być kilka. Takie które przychodzą na myśl to:

  • Mniejsza szansa że ktoś ucieknie jak cały jego krąg znajomych będzie z pracy
  • Większa szansa że ktoś będzie robił po godzinach jeśli czuje się "częścią firmy"
  • Nadal pokutuje opinia że koderzy są aspołeczni i po pracy siedzą w piwnicy. W efekcie geniusze HRu chcą na siłę ich socjalizować.
1

Mnie to osobiście drażni. A świętowanie imienin/urodzin każdej osoby w firmie to dla mnie przegięcie.
Myślałem, że coś takiego to jest popularne w firmach z 20 paro letnim stażem rodem z PRL a nie w młodych firmach IT...

Ale głównie na to maja parcie inne działy firmy, dla mnie to strata czasu.

0

hah też to zauważyłem nawet w ofertach pracy, czy na firmowej stronie jakieś zdjęcia z imprez w pracy, wyjazdu, paintballa nie raz naprawdę wygląda to słabo i śmiesznie ...
w jednej firmie specjalne zaprosili nas do knajpki i zamówiliśmy sobie jedzonko po czym w czasie spożywania kobita z hr robiła nam foty telefonem na facebooka firmy :D
oczywiście jak łatwo zgadnąć więcej sie na nich nie pojawiłem
najlepsza integra to jest na fajce, w kuchni czy spontanicznym wyjściu ale bez szefostwa ;)

0

Również nie trafia do mnie idea świętowania każdej okazji (urodziny/ślub/dziecko/imieniny/obrony dyplomu) w gronie całej firmy.

1

A ja lubię takie imprezy. Ktoś nie chce to nie przychodzi i tyle. Ale zawsze to fajna okazja żeby się spotkać, pogadać, czy pobawić.
Nikt nikogo do nich nie zmusza.

0

Siłą nie zmusza, ale zawsze jesteś wtedy w mniejszym lub większym stopniu traktowany przez tą pierwszą cześć jako człowiek dalszej kategorii (w sensie, że outsider). Spotkać, pogadać i popić można w dowolnym momencie życia prywatnego z osobami, które lubisz.

0

Różnie to bywa...

Czasem tak: "Czy na pochód 3 maja można nie przyjść? Można ... ale matury także można nie zdać :-)". Nie przyjdziesz więc jesteś aspołeczny, jesteś aspołeczny, trzeba Cię socjalizować, trzeba Cię socjalizować, ktoś to powinien robić. Będzie to robił HR. HR ma misje!..

Ale też bez przeginania... Jak ktoś ma urodziny lub ... odchodzi z pracy, to ciasto można zjeść i uśmiechnąć się także :-)

Prawda pewnie jest gdzieś pomiędzy. Pracodawca bierze Cię z całym inwentarzem wad i zalet. Nie chcesz się integrować? To nie :-) On czasem także myśli że "tak trzeba bo tak mi powiedzieli że będzie... dobrze". Jak to będzie dla pracodawcy "bolesne", to znajdziesz innego :-) Nawet w małżeństwach podpisujesz intercyzę ... :-)

4

Olej te spotkania. Każdy ma inny temperament. Jeśli ktoś jest introwertykiem, to dla niego taki wypad jest wręcz męczarnią.
Ja często wolę posiedzieć w domu i z dzieckiem poukładać puzzle niż wyjść kolejny raz na piwo.

0
somekind napisał(a):

Nie rozumiem tylko, czemu na piwie ze współpracownikami nie narzekasz na nudne taski. Jeśli faktycznie są nudne, to po co udawać, że nie są?

No co Ty?! Już pińcet lat budujemy Naszą Markę, zdobyliśmy Słitaśnych Klientów, mamy Świetne Produkty, a Tobie... ojej, coś się NIE podoba?! :O (Kurczę, nie umiem korpomózgoprania, ale zrozumiałam, że tak to może wyglądać u autora wątku.)

Mały Szczur napisał(a):

Mnie to osobiście drażni. A świętowanie imienin/urodzin każdej osoby w firmie to dla mnie przegięcie.
Myślałem, że coś takiego to jest popularne w firmach z 20 paro letnim stażem rodem z PRL a nie w młodych firmach IT...

Znam to ze średnich firm i jest całkiem fajne, jeżeli pracownicy faktycznie są ze sobą zżyci i po prostu po kumplowsku chcą poświętować czy urodziny, czy dziecko. Jeśli ktoś nie chciał, to ciasta nie przynosił i się okazją nie chwalił. Zdarzał się też motyw przynoszenia słodkości tylko dla swojego pokoju/zespołu.

czysteskarpety napisał(a):

najlepsza integra to jest na fajce, w kuchni czy spontanicznym wyjściu ale bez szefostwa ;)

Otóż to! Jeśli impreza jest nawet niejawnie obowiązkowa (nie każą, ale jeśli nie przyjdziesz...), to można się spodziewać, że będzie słaba. Ludzie z natury chcący pogadać pogadają nawet w kolejce do łazienki.

Osobiście jestem ta dziwna, która raczej nie bywa na tych oficjalnych imprezach. Widziałam i słyszałam, że to i tak zwykle polega na przesiadywaniu w małych grupkach, które już są zintegrowane. Ja w takim oswojonym towarzystwie zwykle nie mam swojej bliskiej paczki, w której w razie czego mogę liczyć na integrację zagnieżdżoną, a z wychodzenia w ciemno z obcymi mam traumę. Nie rusza mnie też wychwalane przez innych darmowe żarcie i na*ebanie się. Jestem natomiast chętna do wychodzenia "na piwo" w mniejszym gronie, gdy jestem tam lubiana i forma spotkania mnie nie odpycha.

2
Słodki Koteł napisał(a):

Jak to u was wygląda? Bierzecie udział czy się odcinacie?

Nie rób problemu, gdzie go nie ma. Chcę, to idę. Nie chcę, to nie idę. Jak już pójdę i ciążą mi na żołądku jakieś "żale" związane z robotą, a widzę, że ludzie gadają o robocie, to również gadam o robocie, tj. walę prosto z mostu co mi nie pasuje, ew. co mi pasuje. Swoją drogą nie da się ukryć, że ten propagandowy bełkot o "wielkiej rodzinie" jest dość powszechny i śmieszy mnie jak jasna cholera. Szczególnie, gdy "góra" uczestnicząc w takich spotkaniach nawet się nie pofatyguje, żeby ich serdeczność była wiarygodna.

0

Zazwyczaj w firmach jest tak, że częśc osób się integruje, część nie, w dobrych firmach nie ma to większego wpływu na pracę, aczkolwiek, wiadomo, że lepiej zorientowani o tym co się dzieje są ci zintegrowani.

1
Mały Szczur napisał(a):

Mnie to osobiście drażni. A świętowanie imienin/urodzin każdej osoby w firmie to dla mnie przegięcie.
Myślałem, że coś takiego to jest popularne w firmach z 20 paro letnim stażem rodem z PRL a nie w młodych firmach IT...

Znam to ze średnich firm i jest całkiem fajne, jeżeli pracownicy faktycznie są ze sobą zżyci i po prostu po kumplowsku chcą poświętować czy urodziny, czy dziecko. Jeśli ktoś nie chciał, to ciasta nie przynosił i się okazją nie chwalił. Zdarzał się też motyw przynoszenia słodkości tylko dla swojego pokoju/zespołu.
</quote>
To jest spoko jesli jest traktowane na luzie. U mnie widze, ze jak ktos czegos nie przyniesie a ma urodziny, a sekretarka pilnuje kiedy kto ma... to są obrażeni. Gdy jest spotkanie raz w roku i mowie, ze nie ide, to pada pytanie 'a czemu' , to odpowiadam, że nie muszę się tłumaczyć, ale widać, że mają niesmak.
Wszystko jest spoko jesli jest traktowane na luzie i nikogo sie nie zmusza. Ja mam swoje zycie, do pracy chodze po to by pracowac. Reszta malo mnie obchodzi albo na to nie mam czasu.

1

U mnie jest tak że sami sobie wymyślamy co chcemy robić po pracy, atmosfera jest na prawdę rodzinna. Często ktoś przyniesie ciacho, wiemy kto ma ile dzieci, imiona znamy, pierwszy raz czuję na prawdę pozytywną i dobrą atmosferę w pracy i aż chce się pracować. Chyba nie ma minusów takiej pracy moze poza tym że nie chce sie wychodzić do domu.
A od czasu do czasu jeździmy po pracy na rowerach, bądź robimy inne rzeczy wspólnie.
W sumie tu gdzie mieszkam nie mam znajomych poza pracą i jakoś nie tęsknię za innymi znajomymi..

0
kate87 napisał(a):

U mnie jest tak że sami sobie wymyślamy co chcemy robić po pracy, atmosfera jest na prawdę rodzinna. Często ktoś przyniesie ciacho, wiemy kto ma ile dzieci, imiona znamy, pierwszy raz czuję na prawdę pozytywną i dobrą atmosferę w pracy i aż chce się pracować. Chyba nie ma minusów takiej pracy moze poza tym że nie chce sie wychodzić do domu.
A od czasu do czasu jeździmy po pracy na rowerach, bądź robimy inne rzeczy wspólnie.
W sumie tu gdzie mieszkam nie mam znajomych poza pracą i jakoś nie tęsknię za innymi znajomymi..

Takie cos jest spoko. Ale takie cos rodzi się samo a nie jest stymulowane przez HR czy firmę.

2
ness napisał(a):

Nie rusza mnie też wychwalane przez innych darmowe żarcie i na*ebanie się. Jestem natomiast chętna do wychodzenia "na piwo" w mniejszym gronie, gdy jestem tam lubiana i forma spotkania mnie nie odpycha.

Właśnie - co innego jak się ludzie integrują z własnej woli, np. w ramach zespołu i razem idą po pracy na piwo/kręgle, co innego jak firma nakazuje, że w tę sobotę wszyscy idziemy na paintball i tyskie, a dobra zabawa jest obowiązkowa.

A to "darmowe" jedzenie wcale nie jest darmowe, tylko pochodzi z programistycznej krwawicy, no, ale niektórzy wolą firmowe imprezy i piłkarzyki od kasy na swoim koncie.

0

Myślałem, że coś takiego to jest popularne w firmach z 20 paro letnim stażem rodem z PRL a nie w młodych firmach IT...

Problem w tym, że w korpo często ujawnia się to samo betonowe myślenie, tylko język jest trochę inny.

0

Ja przeważnie odpowiadałem, że muszę poczytać Internet lub się wyspać i po trochę ponad roku nikt już nawet nie pytał.

0

Nikt nikogo nie zmusza, żeby chodzić na imprezy firmowe, czy przynosić ciasto do firmy. Jeśli chcesz, możesz to robić, a jeśli nie chcesz, to nie musisz. Mnie zdarzało się zarówno przychodzić na takie imprezy, jak i je czasem olewać, gdy nie miałem ochoty imprezować. Poza tym, nikt nie każe siedzieć na takiej imprezie do oporu. Możesz przyjść na chwilę, wypić jedno piwko i się zmyć mówiąc, że masz inne plany. Wtedy nie musisz specjalnie balować, a nikt Ci nie zarzuci, że nie byłeś na firmowym spotkaniu. Ze znajomymi z pracy nie trzeba też cały czas gadać o pracy. Gadanie o tym, że firma jest "rodziną" jest wg mnie trochę śmieszne. Najlepiej starać się zachować złoty środek.

0

Jeśli chcesz, możesz to robić, a jeśli nie chcesz, to nie musisz.

Czy naprawdę musimy posługiwać się takimi banałami? Przecież to oczywiste, że nikt nie każe się integrować pod przymusem.

Jeżeli pracujemy w firmie o małej ilości pracowników i dwóch z nich nie pojawia się na żadnej imprezie firmowej bo wolą ten czas i energię zagospodarować inaczej to z czasem może powstać dystans pomiędzy tą dwójką, a resztą pracowników. Ludzie są różni i ci bardziej towarzyscy/ekstrawertyczni z reguły nie czują się komfortowo z osobami, z którymi nie mogą nawiązać bliższego kontaktu. Oczywiście nie ma co specjalnie się wgłębiać w ten temat bo wszystko zależy od firmy i ludzi, którzy w niej pracują.

0

Tak czytam niektóre odpowiedzi...

Tutaj absolutna perełka:

Gdy jest spotkanie raz w roku i mowie, ze nie ide, to pada pytanie 'a czemu' , to odpowiadam, że nie muszę się tłumaczyć, ale widać, że mają niesmak.

No bez przesady, jeśli rzeczywiście rzuciłeś "nie muszę się tłumaczyć" to nic dziwnego, że mają niesmak. Przypomina mi znajomego z poprzedniej pracy, który rzucił do dziewczyny po tym, jak usłyszał ile ma lat: "Nooo, to nie wygladasz wcale tak staro" i dziwił się potem, co w tym "komplemencie" było złego :)

Tak czy inaczej - jeśli takie eventy są raz na miesiąc - lub częściej - to spokojnie można je olać. Ale jeśli spotkania firmowe są raz na pół roku, to raczej wypada wpaść - choćby i na godzinę-dwie.
Można oczywiście tłumaczyć się, że "jestę introwertykę", ale mając ciekawy projekt i dwie osoby do wyboru szeroko rozumiana "góra" (HRy, PM, dyrektor itp.) wybierze osobę którą bardziej lubi. Lub tego, którego lepiej zna. Nie piszę tutaj o tym, żeby ganiać po imprezach firmowych i się podlizywać, ale jeśli ktoś jest w porządku, pojawi się, pogada to wystarczy.

0

Podalem to skrotowo. Najpierw lagodnie a jak sie na mnie naciska to mowie jak jest. Kazdy czlowiek jeet inny, mam sytuacje jaka mam i nie zamierzam o niej mowic obcym ludziom. Swoje lata tez mam, wiec mnie nie pouczaj.

To nie byla sytuacja w stylu 'nie chce, bo nie' tylko mi nie pasowal termin. Jak nie chce powiedziec dlaczego, to znaczy, ze mam wazny powod i oczekuje by to uszanowano.

A poza tym, szkoda zycia na robienie co wypada, a podlizywac sie tez nie zamierzam.

3

oczywiscie ze nie musisz mowic ze idziesz np. na oddzial onkologii zrobic badnia 3letniej corce, ale odpowiedzi np " chyba nie musze sie tlumaczyc" vs " mam wazne sprawy rodzinne do zalatwienia" beda calkiem inaczej odebrane. W jednej jestes gburem a w drugiej czlowiekiem ktory nie mogl przyjsc na impreze firmowa.

1

Je sie nigdny nie spotkalem by integracja byla przymusowa. Do tego jakos zawsze mialem szczescie pracowac z ludzmi ktorych lubilem, wiec to chyba normalne ze jesli jest fajne towarzystwo, a do tego firma akurat ma kaprys postawic jakies wyjscie to zal nie skorzystac. (oczywiscie nieraz tez sie zdarzalo ze nie moglem isc, al moglem tylko na krotko i nikt z tego powodu nie robil. Nieraz tez sie zdarzalo ze sami we wlasnym zakresie zbieralismy sie na piwo..

0
Biały Orzeł napisał(a):

oczywiscie ze nie musisz mowic ze idziesz np. na oddzial onkologii zrobic badnia 3letniej corce, ale odpowiedzi np " chyba nie musze sie tlumaczyc" vs " mam wazne sprawy rodzinne do zalatwienia" beda calkiem inaczej odebrane. W jednej jestes gburem a w drugiej czlowiekiem ktory nie mogl przyjsc na impreze firmowa.

Łagodne tłumaczenie nie pomoglo, wiec bylo trzeba uciec sie do innych metod.

2

problem pierwszego swiata :) raczej proste, nie chcesz, nie integrujesz sie. nie slyszalam zeby za to zwalniali/ucinali premie

1
Mokrowski napisał(a):

Różnie to bywa...

Czasem tak: "Czy na pochód 3 maja można nie przyjść? Można ... ale matury także można nie zdać :-)". Nie przyjdziesz więc jesteś aspołeczny, jesteś aspołeczny, trzeba Cię socjalizować, trzeba Cię socjalizować
TL;DR

Powiedz gdzie są lub były pochody trzeciomajowe? Chętnie bym się wybrał.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1